Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mne, jakby, zamiast o własnych uczuciach, mówił o jakiéj kwestyi, bardzo zdala go obchodzącéj. Natomiast ogniste oczy pani Karliczowéj zamgliły się silném wzruszeniem, rumieniec zwolna przebijał się z po-za bladéj, matowéj jéj cery. Powstała i wzruszonym głosem zaczęła mówić:
— Nawzajem nie sądź pan, aby dzisiejsze postanowienie moje za jedyną przyczynę miało utratę majątku. Gdyby nie ta katastrofa, nie zdecydowała-bym się jeszcze zapewne do zrzeczenia się méj zależności i uczynienia zupełnego rozbratu z nawyknieniami całego życia, ale i dziś jeszcze, i w tém położeniu, w jakiém jestem, miałam możność wyboru i wybrałam pana, możność spojrzenia w starających się o moję rękę, których jest kilku i spojrzenie moje zatrzymało się na panu. A to dla tego, że gdzieindziéj widziałam chwilową tylko fantazyą lub interes, w panu jednym zobaczyłam prawdziwe i stałe uczucie, które ma prawo nazywać się miłością i jest zdolne miłość wywołać. Gdzieindziéj widziałam słabość, przyjemną wtedy, gdy przyczynia się do składania nam hołdów i palenia przed nami kadzideł, ale w panu ujrzałam siłę męzką, na któréj kobieta, choć-by taka jak ja, może oprzéć się i zaufać jéj na całe życie... Wybrałam pana dla tego, żeś mi nigdy nie pochlebiał jak inni; że, oświadczając mi swe uczucia, nie układałeś wielkich frazesów; że, gdym ci odmawiała, nie groziłeś mi, że się zabijesz; że, słowem, byłeś nie podobny