Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a choć oni będą mieli miliony i tytuł, ależ i my przecie z dobrego pochodzimy rodu, i cóż to się zresztą na świecie nie dzieje!
Teraz wszystko przepadło!
Przycisnął chustkę do oczu i płakał. Bolesław nic nie odpowiedział; promień księżycowy, uwolniony w téj chwili z pod chmur, oświecił twarz jego surową i smutną. Po chwili Alexander ozwał się znowu:
— Wiem, że pan możesz mi miéć za złe, iż w dniu tak wielkiego nieszczęścia, jakie mię spotkało, ja bawiłem się w domu pani Karliczowéj. Ale naprzód doktor uczynił mi dziś nadzieję, że Andzia żyć będzie; potém są pewne obowiązki towarzyskie, z któremi człowiekowi, co, jak ja, bywa w świecie i zna światowe zwyczaje, rozmijać się niepodobna. Dziś właśnie wypadły imieniny pani Karliczowéj; bywam u niéj często i wiem, że jestem dla niéj miłym gościem; zgodzisz się więc pan na to, że trudno było nie pojechać. Zresztą to dom tak miły, jedyny w całém sąsiedztwie, w którym mogę znaléźć dla siebie odpowiednie towarzystwo. Bo to widzisz pan, jak człowiek przywyknie tak, jak ja, do towarzystwa dobrego tonu, to się już bez niego i obejść nie może. Dziś naprzykład w Piasecznéj śliczna była kompania: ta panna, która-to wychodziła do przedpokoju i zapraszała mię do kommersa, to hrabianka W., krewna pani Karliczowéj; poznałem ją dziś po raz piérwszy i była na mnie dziwnie łaskawa. Kiedyśmy siadali do obiadu, odezwała się