Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Było to przepyszne trio, złożone z fortepianu, skrzypiec i fletu, wykonywające uwerturę z Wilhelma Tella. Snopiński trzymał wzrok utkwiony w oświetlone okna pałacyku, aż póki świetny ich rząd nie zniknął mu z oczu po-za grupami drzew ogrodowych.
Konie Bolesława biegły znowu z wielką szybkością po białym rozłogu; sanie, kopiąc się płozami w zaspach śniegu, skrzypiały i jęczały, dzwonek srebrzyste tony posyłał w przestrzeń, z oddali wicher przynosił odgłosy innych jeszcze dzwonków, — były to może odgłosy jakiego szalonego wiejskiego kuligu o maskach i dziwacznych kostiumach, albo weselnéj drużyny, śpieszącéj od ołtarza ślubnego do sali tanecznéj.
Dwaj mężczyzni jechali długo w milczeniu. W ręku Alexandra kilka razy zabielała batystowa chusteczka, podnosił ją do oczu i łzy ocierał. W końcu ozwał się głosem przerywanym szlochaniem:
— Jestem najnieszczęśliwszy z ludzi! Straciłem dziecko, w którém pokładałem mnóztwo nadziei. Nie wiem, czy pan widziałeś kiedy naszę Andzią; obiecywała być bardzo piękną. Wyglądała nie na szlacheckie, ale na prawdziwie pańskie dziecko, taka była szczupła i delikatna. To téż często myślałem sobie, że dam jéj świetną edukacyą, a gdy dorośnie zrobi pewnie znakomitą partyą. Nigdybym jéj nizko za mąż nie wydał. Marzyłem dla niéj o którymkolwiek z dwóch synów hrabiny; wszak to w sąsiedztwie;