Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do mnie po francuzku, abym usiadł przy niéj, i przez cały czas, lubo nie wiele mówiła do mnie, ale uśmiechała się ciągle. Potém widziałem, jak rozmawiała ze swoją siostrą i śmiały się obie; chociaż mówiły z sobą po cichu, dosłyszałem, że nazwała mię bardzo dowcipnym. Takie rzeczy, widzisz pan, są zbyt pochlebne, aby mogły nie pociągnąć tak młodego, jak ja, człowieka; wprawdzie jestem żonaty i dlatego niektórym ludziom wydaje się, jakobym powinien był więcéj przebywać w domu, niż za domem; wierz mi pan jednak, że ludzie, którzy tak sądzą, nie znają uroku, jaki towarzystwo dobrego tonu wywiera na tych, którzy, jak ja, mają zaszczyt doń należéć, a oprócz tego nie wchodzą wcale w moje położenie. Ożeniłem się zbyt wcześnie... sam pan to przyznasz; nie użyłem jeszcze świata, w którym, mówiąc otwarcie, mam niemałe powodzenie... Żona moja, to anioł dobroci, ale za poważna jest na swój wiek; przytém nie lubi bawić się... słabe ma zdrowie... cóż więc dziwnego, że ja, będąc tak młodym i mając gusta wykształcone wśród towarzystw dobrego tonu, szukam sobie rozrywki za domem, témbardziéj, że to przecież nikomu nie szkodzi...
Umilkł Alexander, westchnął ciężko, po chwili szepnął: „biedna moja Andzia!” i znowu poniósł do oczu chusteczkę, przez co w powietrzu rozwiał się zapach perfum Violette de Parme.
Bolesław długo nie odpowiadał na przeciągłą tyra-