Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w jego oku wywołać znowu te ognie i promienie, co ją do niego pociągnęły, a potém unosiły ją przez kilka miesięcy w niebo.
I jeszcze udawało się jéj często wywoływać te ognie i promienie... ale biada kobiecie, która już wywoływać je musi w oku ukochanego mężczyzny!
Zresztą, im daléj szedł czas, tém mniéj sama czuła chęci ich wywoływania.
Tak przeszło drugie półrocze.
Wstęp trzeciego zaznaczył się w życiu małżonków trzema ważnemi dla nich wypadkami.
Piérwszym z nich była sprzeczka tak żywa, że po niéj Alexander dwa dni nie mówił do żony, a dwa tygodnie jéj nie pocałował ni razu; drugim wyjazd starych Snopińskich z Adampola w odległe strony; trzecim urodzenie się dziecka, córki, którą ochrzczono imieniem Anny.
W chronologicznym porządku sprzeczka zaszła najpierwéj, a powodem jéj była — kareta.
Alexander dowiedział się, że o kilka mil od Niemenki, jakaś pani, wyjeżdżająca na długo do miasta, za małą stosunkowo sumę sprzedawała dość nową i ładną karetę. Pojechał, nabył ją i sprowadził do domu. Kiedy Wincunia piérwszy raz zobaczyła kosztowny powóz i dowiedziała się, że mąż go nabył, klasnęła w ręce ze zdziwieniem i zawołała:
— Mój Boże! a toż na co?