Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Będziesz jeździła karetą! — odpowiedział Alexander z tryumfem.
Wincunia zarumieniła się, popatrzyła na powóz i rzekła stanowczo:
— Nie, mój Olesiu, ja karetą za nic nigdzie nie pojadę!
— A toż czemu? — zawołał mąż.
— Bo czuję, że jeżdżąc nią, była-bym śmieszną.
Alexander nie mógł ochłonąć ze zdziwienia.
— Nie pojmuję ciebie, moja droga! — rzekł z gniewem.
Wincunia odpowiedziała:
— Bogate panie jeżdżą karetą i to im bardzo przystoi; ale gdy my zaczniemy nią jeździć, wszyscy powiedzą, że nadymamy się, żyjemy nad stan i będą z nas śmiać się.
— Moja Wincuniu, widzę, że jesteś prawdziwą gąską. Nigdy nie spodziewałem się, abyś taką była.
— Przykro mi bardzo, mój Olesiu, że muszę ci sprawić przykrość, ale za nic w świecie nie wsiądę do téj karety, przebacz mi to...
Chciała wziąć męża za rękę, aby przeprosić go i wypowiedziéć mu całe swoje zdanie, kto powinien a kto niepowinien używać kosztownych powozów; ale on odwrócił się od niéj zagniewany i odszedł, nie powiedziawszy więcéj ni słowa.
Wincunia rozpłakała się, a otarłszy łzy, rozmyślała, czy nie należało, dla dogodzenia Olesiowi, zgodzić się