Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak w téj wodzie lecącéj z pędem i hukiem są perły czystych kropel, piany mętne, kamyki błyszczące, bryzgi błota, przeglądające się w falach, lilie wodne i szare płazy, podnoszące się z dna ruchomego, tak w myślach młodzieńca pieniło się, burzyło, kwieciło, błyskało, szumiało, a z ruchomego dna serca, bryzgał muł brunatny i powstawały mętne poczwarki, utworzone ze złych naleciałości życia.
Z takiego zamętu przypłynął do ust jego wyraz: żenię się!
Wyrzekł to głośno i stanął przelękniony.
Dziwna rzecz! — tak długo o tém myślał, tak się o to gorączkowo starał, a teraz zdjęła go obawa.
W téj chwili odległe jakieś wspomnienie przyniosło mu do ucha echo komicznéj, chórem śpiewanéj przez jego towarzyszy zabaw piosenki: „Wilczysko się ożeniło, uszy opuściło!”
Jął rozmyślać nad treścią téj piosenki.
Dla czego ożeniwszy się wilczysko opuszcza uszy, no, a człowiek naturalnie nos na kwintę spuszcza, bo organizm jego uszu nie skłonny jest do téj manipulacyi?
Dla tego zapewne — myślał Alexander — że póki jest nie żonatym, robi sobie, co chce, bawi się, jak chce, kocha się i bałamuci, z kim chce, a gdy ożeni się, klamka zapada i zamiast: „tak chcę”, musi mówić sobie: „tak powinienem”, zamiast własnéj i nieprzymuszonéj woli ma obowiązki.