wyciągnęła ramiona i usta jéj cichutko wyszeptały imię Bolesława.
Ale nagle ognista błyskawica przeszyła mózg jéj i piersi, a przed oczyma stanęła smukła postać młodzieńca; twarz jego, okolona złocistemi kędziory, oczy, to zamglone marzeniem, to skrzące blaskami... Któż on? — pytała siebie dziewczyna — kto on, ten przybysz, który zmącił pogodę moich dni, a w serce wlał mi trwogi, walki i pragnienia, jakich piérwéj nie znałam?
Zamiast promiennéj nici, która dotąd wiodła ducha Wincuni po krainie rozmyślania, zjawiła się nad nią chmurka ciemna, a na niéj w mglistych, mętnych obrazach rysowała się historya znajomości jéj z Alexandrem.
Widywała go ona od dawna, każdéj niedzieli, gdy przyjeżdżała modlić się do kościoła, ale wzrok jéj nie zatrzymywał się nigdy na nim, zaledwie wiedziała, jak wygląda i jak się nazywa; piękny młodzieniec był dla niéj obojętny, jak każdy nieznany, mimochodem spotykany niekiedy człowiek. Aż dnia pewnego, — było to o piérwszych brzaskach wiosennych, — postępowała za ciotką, zmierzającą do furtki cmentarza, myślą biegnąc już naprzód przed Ołtarze, u stóp których wnet modlić się miała; gdy nagle książka modlitwy z rąk jéj się wymknęła i upadła na zroszoną ziemię. Młodzieniec poskoczył, podjął ją i podał właścicielce. Biorąc książkę z rąk jego, podniosła oczy
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/241
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.