Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i spotkała się z jego wzrokiem, po raz piérwszy ujrzała go z blizka i patrzyła na niego kilka sekund. Wypadek ten był zwyczajny, pospolity, ale w jéj wnętrzu stało się coś niezwyczajnego: serce uderzyło śpieszniéj, ręka zadrżała, poczuła zmieszanie, nieokreśloną trwogę jakąś, odeszła śpiesznie; ale, choć się odwróciła, długo czuła na sobie ścigający ją wzrok młodzieńca...
Dnia tegoż po raz piérwszy, od czasu jak ją Bolesław nauczył znać i kochać Boga, źle się modliła; obca, nieznana i zaledwie dojrzana twarz młodzieńca stanęła między nią a ołtarzem, zasłoniła przed nią kapłana, wznoszącego ręce do nieba, i uniosła się w dymie kościelnych kadzideł. Gdy opuszczała kościoł, spojrzeniem szukała już twarzy téj, pragnąc i lękając się ją zobaczyć, i odtąd zawsze już, każdéj niedzieli szukała jéj wzrokiem i każdéj niedzieli źle się modliła. Spowiadała się Bogu z tego, co za grzech miała, pytała siebie i nie umiała odpowiedziéć, zaczęła marzyć, a marzenia jéj niezrozumiałemi dla niéj saméj były. Czyliż kochała już wtedy nieznanego młodzieńca? O! nie; nie była to miłość, był to niewyraźny mglisty instynkt, jedna z tych tajemniczych mocy wewnętrznych, które ogarniają człowieka nagle, a potém wyzywają do walki najszlachetniejsze władze jego ducha.
Młodzieniec przyjechał do jéj domu, serce jéj napełniało się jakiemiś dziwnemi żalami i tęskno-