Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dy piérwszy raz powiedział jéj, że kocha ją, nie już jak ojciec lub brat, ale jak kochanek, serce jéj nie uderzyło wprawdzie przyśpieszoném tętnem, ale poczuła dziwną błogość, ufność, niezmierne przywiązanie do tego zacnego człowieka, który do niéj wyciągał ramiona, miała chwilę objawienia: ukazała się jéj przyszłość pogodna, spokojna, bez trosk i burz, spędzona przy boku tego, który tak dzielnie bronić, tak troskliwie strzedz, tak gorąco kochać ją umiał. Powiedziała: tak! i była szczęśliwa spokojném szczęściem przezroczystéj duszy, którą nic nie wstrząsa, ale która ufna, świeża, pogodna, śmieje się do Bożego świata, na którym jéj tak dobrze, i tuli się do szerokiéj, zacnéj piersi czyjéjś, w któréj przeczuwa wielką dla siebie miłość i wielką cnotę. Lekka jak wietrzyk wiosenny, wesoła jak skowronek, codziennie wybiegała przed dom z piosenką na ustach i witała narzeczonego serdeczném, wyuczoném od dzieciństwa pozdrowieniem. Potém ręka w ręce szli razem przez pola, przez łąki, przez gaj; nad głową jéj leciały i trzepotały skrzydłami gołąbki ulubione; ona szczebiotała radośnie, jak wylatująca z gniazda ptaszyna, a on rozmawiał z nią tak rozumnie, tak słodko, a kochał ją tak bardzo... tak bardzo!...
Tu stanęła niteczka, wiodąca ducha Wincuni, a obraz spokoju i czystéj, spokojnéj miłości migotał u jéj końca przezroczystym blaskiem kryształu. Wincunia uśmiechnęła się do niedawnéj swéj przeszłości,