Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

któréj serdecznie nie lubił, powiedział w rozochoceniu parę komplementów.
A gdy jeszcze przy końcu wieczerzy wszyscy mężczyzni powstali z miejsc z kielichami szampana w rękach, hurmem obstąpili jego ukochaną Anulkę i zawołali: „zdrowie solenizantki!”, pan Jerzy przypomniał sobie dzień swego wesela i ze łzami rozrzewnienia i radości w oczach wyściskał z kolei wszystkich mężczyzn i wszystkie kobiety pocałował w rękę.
Gdy wstawano od wieczerzy, wszystkie usta śmiały się, we wszystkich głowach szumiał szampan i węgrzyn, z sali tańca doszedł odgłos hucznych mazurowych taktów. Pan Jerzy podniósł głowę, jednę rękę oparł na boku i zawołał:
— No panowie! teraz my starzy do mazura! — Posunął ku Wincuni i z poczciwym uśmiechem wyciągnął ku niéj otwartą i ogorzałą rękę. Na tę oznakę widocznéj życzliwości i piérwszeństwa, jaką oddawał jéj ojciec Alexandra, dziewczyna rozjaśniła uśmiechem posmutniałe lice, położyła drobną rękę na grubéj dłoni dzierżawcy i pan Jerzy, tupiąc, podskakując i zdobywając się na ciężkie hołupce, wpadł z nią do sali tańca. Za nimi ruszyło się parami wszystko, co żyło. Dzierżawcy, właściciele, komisarze, urzędnicy, żony ich, siostry, córki i synowie, wszystko to razem puściło się w tany. Zrobił się gwar, tłok, huk nie do opisania. Podpojeni w czasie wieczerzy, muzykanci rznęli z całéj mocy po strunach, basetla