Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się koniecznie z najpiérwszą młodością, czyniły rozmowę jego niezmiernie miłą i zajmującą dla dwóch kobiet, które pędziły życie bardzo ciche i nie widziały nic, oprócz bardzo ograniczonego i ciasnego rodzinnego kątka.
Wincunia coraz bardziéj ożywiała się, oczy jéj błyskały, gwarzyła z Alexandrem i śmiała się wesoło.
Kiedy w połowie wieczoru pani Niemeńska wyszła znowu z bawialnego pokoju, dla dania rozporządzeń o wieczerzy, mówiła do siebie:
— Śliczna z nich para! jakby stworzeni dla siebie. — Westchnęła po cichu i dodała:
— Szkoda!
A Alexander, w chwili nowego sam na sam z Wincunią, wyjął z bukietu, stojącego na stole, kwiat jakiś i rzekł:
— Panno Wincento! co pani życzy temu kwiatkowi?
Wincunia pomyślała chwilkę i odrzekła:
— Aby był bardzo i zupełnie szczęśliwym!
— Nie będzie nim! — rzekł porywczo młodzieniec i kwiat z gestem żalu odrzucił.
— Dla czego? — nieśmiało spytała dziewczyna.
— Alboż kwiat może być szczęśliwym bez słońca? — wymówił zwolna Alexander, patrząc jéj w oczy.
— A dla czegoż miałby żyć bez słońca? — spytało dziewczę, wzrok spuszczając.