Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po chwili, gospodarz i gość siedzieli niedaleko ognia przed stolikiem, na którym stały kieliszki i butelka ciemnego od starości miodu.
— Opowiadała mi pani Niemeńska o wszystkiém, coś dla niéj uczynił — mówił pan Andrzéj.
Nie gniewaj się za mą otwartość, kochany panie Bolesławie, ale nie mogę wstrzymać się, aby ci nie powiedziéć, że był to prawdziwie obywatelski z twojéj strony postępek.
— Był to bardzo prosty postępek, którego-by dopełnił każdy uczciwy człowiek, będący na mojém miejscu — z prostotą odpowiedział Bolesław.
Widziałem, że pani Niemeńska rady sobie dać nie mogła z gospodarstwem, że jeszcze lat kilka, a niezawodna ruina i nędza spotkały-by ją i jéj synowicę; dopomogłem więc jéj radą i czynném zajęciem się. Zdaje mi się, że nie wielu znalazło-by się ludzi, którzy-by tego samego nie uczynili dla osieroconych kobiet i blizkich sąsiadek.
— Ale i pannę Wincentę podobno sam wyedukowałeś? — rzekł z uśmiechem pan Andrzéj.
Bolesław uśmiechnął się i odpowiedział wesoło:
— O, jeżeli i to można dobrym czynem nazwać, to otrzymałem zań taką nagrodę, że, jeżeli prawa niebieskie zabraniają ludziom odbierania lichwy za monetę poczciwych postępków, będę niezawodnie karany na tamtym świecie, jako lichwiarz. Za to teraz stoję u wrót do raju, — co mówię? jestem już w raju,