Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Młodość szuka spojrzeniem niebieskiego światła, które, na podobieństwo jéj, gorące jest i jasne; starość wpatruje się w cień, przypominający mogiłę.
— Pomimo pięknéj pogody, wieczór porządnie jest chłodny — rzekł pan Andrzéj, wchodząc na ganek Topolińskiego dworku i zacierając ręce od zimna.
— Wiatr lekki ale ostry — odpowiedział Bolesław, i wprowadził gościa do bawialnego pokoju. Na stole przed kanapą paliła się lampa, przykryta zieloną zasłoną, a na kominku, umieszczonym w rogu pokoju, płonął żywy ogień z suchych drewek. Stary sługa stał pochylony przed ogniem i poprawiał drzewo, a blask płomienia różową łuną oświecał głowę jego, białym, jak mleko, włosem pokrytą i czoło szeroką szramą ozdobione.
— Poczciwy Krzysztof domyślił się snać, że przyjdziemy zziębnięci i rozniecił dla nas ogień — rzekł pan Andrzéj wesoło.
Krzysztof uśmiechnął się z zadowoleniem, a Bolesław odpowiedział:
— Ogień na kominie należy do najmilszych moich nawyknień. Jak u prawdziwego Litwina, wieczny płomień Znicza goreje w mojéj chacie.
— Krzysztofie — dodał, zwracając się do starego sługi — dla lepszego rozgrzania się naszego, przynieś-no nam butelkę tego miodu... co to wiész...
Sługa kiwnął głową na znak zrozumienia i wyszedł.