książkami zawieszony na haku pęk wielkich kluczy, od śpichrzów snać i stodoły.
Skromne było to szlacheckie mieszkanko, czyste, jasne i nieco surowe. Żadnych ozdób, nic w niém nie było miękkiego, wszystko tylko ściśle potrzebne, choć dostatnie. Klucze, zawieszone nad książkami, i książki, stojące pod niemi na półkach, zdawały się być symbolami mieszkania i żyjącego w niém człowieka.
Dwie tylko były tam rzeczy, drobne, ale stanowiące sprzeczność z surowością i pierwotną prostotą całego otoczenia: serweta na stole, wyraźnie kobiecą ręką pleciona z jedwabiu, jak z nitek pajęczych, i doniczka na oknie z pięknie kwitnącym białym narcyzem.
Te dwa przedmioty zdawały się mówić o kobiecie, tchnęły kobiecością, któréj zresztą śladów nigdzie więcéj nie było.
— Przepraszam pana, że opuszczę go na chwilę — rzekł Bolesław do gościa, gdy obaj weszli do mieszkania — pan jesteś głodny, a ja nie zapominam o tém, że jestem gospodarzem i że natrętnie prawie pociągnąłem pana do siebie. Rozkażę więc podać przekąskę, przyśpieszyć obiad i natychmiast służyć będę.
To mówiąc, wyszedł, a pan Andrzéj zaczął rozglądać się wkoło. Spojrzał w głąb’ sąsiedniego pokoju,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/054
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.