Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którego drzwi na oścież były otwarte, a wiedziony ku książkom zamiłowaniem uczonego, zbliżył się do nich.
Półki, zawierające księgozbiór Bolesława, dzieliły się na dwie kondygnacye, przegrodzone podłużną deską. Po jednéj stronie były grube tomy, na których skromnéj czarnéj oprawie jaśniały imiona: Śniadeckich, Kołłątaja, Naruszewicza, Skargi, Lelewela i parę innych; po drugiéj stały powieści i poezye, nowszych czasów przeważnie, a między niemi parę tomów Kochanowskiego, Krasickiego i Reja z Nagłowic.
Pan Andrzéj czytał tytuły książek i przyjemne zdziwienie wzrastało na jego twarzy. Wypadkiem rzucił spojrzenie na bok i ujrzał na niewielkim stoliku, umieszczonym przy łóżku, parę gazet i illustracyi polskich; pomiędzy niemi stał lichtarz z niedopaloną świecą i można było odgadnąć, że nie dawniéj, jak dnia poprzedniego, Bolesław, przed zamknięciem do snu oczu, pisma te czytał. Leżały one nawet w nieładzie, świadczącym, że pilnie zajmowano się niemi.
Pan Andrzéj patrzył i zamyślił się, ale z zamyślonych oczu jego zniknął całkiem smutek, a ukazała się w nich błogość taka, jaką czuje człowiek, który widzi wcielającą się najulubieńszą ideę swoję.
W zamyśleniu zdjął z półki jednę z książek, — była to korespondencya Kołłątaja z Czackim.
Przerzucał ją pan Andrzéj machinalnie prawie, gdy z pomiędzy kartek wypadł kawałek cienkiego pa-