Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnościach i sposobach zdobywania odpowiednich umiejętności, z ożywieniem rozmawiali.
Gwar tych głosów rozmawiających, opowiadających, śmiejących się, od sufitu do podłogi napełnił nieduży pokój i wytworzył w nim atmosferę wesołości i przyjacielskiej poufałości, wśród której Jadwiga, zarumieniona i z błyszczącemi oczyma, krzątała się około jaknajlepszego przyjęcia gości. Przy najgorszych chęciach, niepodobnaby dziś było podobieństwa do cytryny w niej dopatrzyć. Żółtawa bladość jej znikła pod lekkim rumieńcem, tak, jak sztywność i suchość kibici ustąpiła przed lekkiemi, żywemi ruchami. Jakkolwiek wolałaby pewnie, aby Ginejkowie byli jej jedynymi gośćmi, bardzo ją cieszyło z drugiej strony, że spędzą w jej domu jakąś wesołą chwilę i zobaczą, że ona uprzejmą i gościnną być umie. Przytem, po wielu latach nieustannej samotności i zmudnej[1] bez wytchnienia pracy, miała takie uczucie, jakby po długiem przebywaniu w samotnej i ciemnej celi, weszła do rzęsiście oświetlonej i tłumnie zapełnionej sali balowej. Z podskokiem też przybiegłszy do komody, nieznacznie z szuflady jej wyjęła rubla papierowego i Ambrożową pchnęła do miasta po półrublową butelkę wina i po bułki. Kiedy bal, to bal! Niechaj ci dobrzy ludzie, którzy przyszli do niej i przez to jej sympatyi swojej dowiedli, zobaczą, że dla gościnnego ich przyjęcia ona ostatniego choćby rubla nie żałuje. Potem, co będzie, to będzie! I cóż ma być zresztą? Do roboty weźmie się ze zdwojoną ochotą i siłą, — co teraz wydała, odpracuje.

W samowar Ignaś z całej siły dmuchał, nad ogniem po raz drugi dnia tego smażyły się kiełbasy. Ambrożowa, wróciwszy z miasta, więcej niż kiedy-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – żmudnej.