Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiej dłoni swojej zamknął jej małe i zgrabne, lecz chude i igłą nakłóte ręce, sama znów nie wiedziała, jak i kiedy głowa jej na ramię jego opadła, a uczucia, myśli, pamięć, otworzyły się przed nim naoścież, do dna.
Mijały minuty i kwadranse, upłynęła cała godzina, a oni jeszcze, na kuferku, starym dywanikiem pokrytym siedząc, ściśle ku sobie przybliżeni, ciągle i pocichu z sobą rozmawiali. Czynili to tak zupełnie, jakby byli bratem i siostrą, lub parą dawnych serdecznych przyjaciół, bo różnej natury uczucia składają się na szczęście, a z nich pierwszem, którego ta blada, chuda, pracą zmęczona dziewczyna doznała, było ciepłe rozpowijanie się serca ze ściskającej je oddawna lodowej powłoki. Ramieniem tego młodego, przystojnego mężczyzny otoczona, z rękoma w jego dłoni zamkniętemi, doświadczała przecież tylko wielkiej rozkoszy serca, które pozbywa się całej swojej goryczy i skrytości, i jak w promieniu słońca kwiat długo zziębły kielich swój rozwija i wszystkie barwy roztacza, tak i ono czyni w cieple drugiego, dobrego serca. Żadnego gwałtu, ani upału nie czuła nawet wtedy, gdy on, pocieszając ją i do dalszej walki z życiem zachęcając, dłonią głaskał jej włosy i nad samem czołem jej szeptał:
— Duszko! siostrzyczko! miła ty moja!
Czuła tylko, że nie jest już samą i nielubianą, że ktoś na ziemi rozumie ją i ceni, że niedaremnie pracowała bez spoczynku, a hardo walczyła z ubóstwem i opuszczeniem, że ufność i wdzięczność nie są niedostępnemi dla niej przysmakami życia, że nakoniec ciche słodycze szarej godziny, o których tyle od ludzi słyszała, zmyśleniem nie były.