Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzała na zegarek.
— Już późno! Zaspałam dziś trochę...
Uprzejmie skinęła głową i szła ku drzwiom.
Czesław, ani kroku za nią nie czyniąc, zapytał:
— Dokąd zawsze tak wcześnie i tak spiesznie?
Od drzwi już odwróciła głowę i z wesołym uśmiechem odpowiedziała:
— Obowiązek!
Zniknęła.
Czesławowi utkwił w oczach wdzięczny ruch, z jakim od progu zwróciła ku niemu twarz, filuternym uśmiechem rozpromienioną. Wyraz tak surowy, jak: obowiązek, z takim uśmiechem połączony... Takie połączenie może wyjmować kolce z twardej obroży życia. On tę obrożę zna; tylko, że niczyje ręce kolców z niej nie wyjmują. O! gdzież tam! To trzeba umieć, a może raczej z tą umiejętnością trzeba się urodzić. Najpowszechniej ludzie