Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ujrzawszy tu Czesława, od białych muślinów otaczających szyję po brzegi jasnych włosów, oblała się blado-różowym rumieńcem. Lecz łuna ta zgasła prędko. Z uprzejmym uśmiechem postąpiła ku gościowi, rękę mu na dzień dobry podając. Powitali się jak zwykle: uprzejmie, lecz obojętnie, poczem zamieniali przez chwilę pospolite zdania o wczesnem wstawaniu ze snu, o cudnej pogodzie, o nagle przez dni kilka i z bogactwem niesłychanem rozkwitłych jaśminach. Janina uczyniła ruch do odejścia, ale on nagle i prędko, bez prośby w głosie, owszem, prawie szorstko, rzekł:
— Niech pani na chwilę zostanie. Chciałem panią zapytać...
Zawahał się, bo właściwie o nic jej zapytywać nie zamierzał, a ona, zdziwiona nieco brzmieniem jego głosu i nagłem przerwaniem mowy, bez chwili wahania odpowiedziała:
— Nie mogę teraz, muszę iść...