Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na drżące wśród białych gęstwin płomyki, widzę i słyszę wypadający z jednego z tych domków rój dziatwy różnego wieku, z przewodniczącą mu dorodną dziewczyną na czele; widzę dom duży, murowany, z ogromnym gankiem nad kilku wielkiemi schodami i z masą drzew, których gałęzie rozłożyste i splątane przysłaniały długi szereg okien. Dom ten, znacznie od wszystkich tych, które minąłem, oddalony, był niby klamrą niezmiernie prostą, która spinała przestrzeń ogromną, gęsto zadrzewioną, gęsto też drogami i dróżkami porzniętą, siedliskami ludzkiemi różnych rozmiarów zrzadka usianą. Przestrzeni tu nie żałowano, ani drzew, dla których zima szronu a stulecia wzrostu nie pożałowały; więc pomimo architektonicznej prostoty domu, całość dworu była stylową, miała charakter poważnego i surowego bogactwa.
Do obszernej, widnej sieni, której białe ściany oryginalnie i wcale niebrzydko zawieszone były głowami rogatych i nierogatych zwierząt i wieńcami różnych zbóż, wniosłem dwa uczucia: silne wzruszenie miłosne i nieco złośliwą ciekawość. Oba te uczucia miałem w sobie jednocześnie i tak dalece, że nie umiałbym zdać sprawy, które było przemagającem. Splątane szepty wewnętrzne