Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Próbowałem sam gospodarzyć, ale czasy są tak ciężkie, że życie w podobnych warunkach okazało się zupełnie niepodobnem. Same przykrości, same borykania się z przeszkodami wszelkiej natury! Przytem sąsiedztwa dalekie i nieliczne, od kolei mil kilka, stosunki ze światem utrudnione. Rdzewiejemy tu i stajemy się stopniowo umysłowymi nędzarzami...
— Mój drogi — przerwałem — bądź łaskaw zadysponować na jutro dla mnie konie do Krasowiec.
— Z największą chęcią, ale pod warunkiem, że ztamtąd powrócisz do nas i że nie na długo cię utracimy.
Jak ja ją widziałem, jak wypukle ją widziałem, wchodzącą, w prostej sukience, swoim równym, cichym krokiem pod dach małego folwarku i podająca rękę zbiedzonej, zdziwionej, kłaniającej się przed nią «figurze»! Z dodatkiem dzieciaków, które w podziwie scenie tej przypatrywać się musiały, był to pyszny motyw do obrazu religijnego.
Niebawem całe towarzystwo wiedziało o mojej jutrzejszej wycieczce, która na gospodynię domu sprawiła efekt najniespodziewańszy, bo uczyniła mię w jej oczach bohaterem, usiłującym