Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i co chwilę podającą mu w drobnej dłoni pęki zerwanych traw i gałęzi. Niezgrabne, ale łagodne jak dziecko, zwierzę, postępowało za nią i od czasu do czasu, paszczą swą małej jej głowy i obnażonych ramion dotykało. Tymczasem w najodleglejszej komnacie domu Pytyon rozmawiał z Wamikiem. Z twarzą ku twarzy syna przybliżoną, z żywymi gestami rąk i głosem aż prawie zanoszącym się od nadziei i żądzy, które go trawiły, mówił:
— Weź pięć, dziesięć, piętnaście wielblądów, naładuj je kiesami złota, najwspanialszymi z kobierców, najcenniejszymi z dzbanów, które się w skarbcu naszym znajdują, nadewszystko zgromadź cały swój spryt, wszystką swoją przebiegłość, pokorę, wymowę, i staraj się zbliżyć do królewskiego orszaku tak, aby cię zobaczyli tylko ludzie przyjaznego wzroku i chęci dla mego zamiaru pomyślnych. Oblicza swego, tak jak i bogactw, które przywieziesz, strzeż się ukazywać głupcom, a do mądrych zbliżaj się z przenikliwością jastrzębia i przebiegłością lisa...
Wamik, nietylko przez uszy, ale przez oczy, usta i oddech, zdawał się wchłaniać w siebie słowa ojcowskie. Pytyon mówił dalej: