Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaznane dziewczęce nadzieje zbladły jak drobne lampy przed słońcem.
Słońce też już za kasztanowemi wzgórzami wschodziło, a ukośne jego promienie snopami kładły się po wzgórzach i równinie, złotem malując cieniste spody lasu i ogniem przepajając liczne barwy kwiatów. Na kwiatach, trawach, drzewach, deszczem dyamentów zaświeciła rosa; ptaki obudziły się i wielkim chórem zaśpiewały w ogrodach i sadach; na dalekich łąkach zamajaczyły różnobarwne trzody; łagodne wiatry powiały delikatnym liściem drzew oliwnych. Kamiennie przed godziną śpiąca równina zakipiała blaskami, barwami, dźwiękami i zmieszaną wonią tysiącznych roślin, która jak z olbrzymiej kadzielnicy z niej wybuchnęła i rozlała się w powietrzu, pod same, zda się, roziskrzone szafiry nieba.
Diloram wstał i, rękę Melissy w dłoni swej ściskając, wymówił:
— Módlmy się!
Potem głośno mówić zaczął modlitwę, którą wyznawcy Ormuzda zwykli byli witać wschód słońca:
— »Modlę się całem, pełnem sercem, czystością myśli, czystością słowa, czystością czynów.