Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chru najpiękniejsza pogoda zamienia się w burzę, tak szybko w wesołości i prawie tkliwej łaskawości Kserksesa wybuchnął gniew.
— Oto już po raz drugi, w domu swego ojca, obraża mię to chłopię! — ze wzgardliwym śmiechem, ale srogimi błyskami oczu, zawołał. — Biorę was wszystkich za świadków, krewni i przyjaciele moi, że po raz drugi obraża mię ono, zamiarom i czynom moim przyganiając...
Tu wzrok jego spotkał się z twarzą Pytyona i gniewne uniesienie, w przyjaźni i wdzięczności, które dla tego człowieka był powziął, stopniało. Pozostała po niem tylko w dyamentami migocącej piersi Kserksesa niechęć głucha, z nienawiścią granicząca ku temu swawolnemu chłopięciu, które po dwakroć już go obraziło, tylko ku niemu jednemu... Z wyrazem tej niechęci w spojrzeniu, głosie i tym srogim uśmiechu, który mu niekiedy białe zęby pośród czerwonych warg ukazywał, rzekł:
— Na śmierć przez rozpiłowanie ciała lub stratowanie końmi zasłużyłeś, ale dla miłości ojca twego, z którym związek gościnny zawarłem, życia ci nie odbiorę, lecz tylko, z sobą na wojnę zabrawszy, inaczej myśleć i czuć nauczę.
Tu zwrócił się do Mardoniusza.