Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

której wysilenie woli nadawało pozór spokoju, z rękoma nawet na znak pokory u piersi splecionemi i powiekami spuszczonemi dlatego może, aby ukrywał się pod niemi piekący płomień oczu, drżącemi usty przemówił:
— Ta lidyjska dziewczyna, którą, królu, do pałacu swego w Sardes uwieźć rozkazałeś, jest oblubienicą moją, którą wkrótce z wolą tych, którzy mi dali życie, poślubić miałem...
— Diloramie! o, Diloramie! — tuż za mówiącym zaszemrał grozą przejęty szept Pytyona.
Artaban, cały podając się naprzód, przychylnością dla młodego zuchwalca uniesiony, zawołał:
— Zamilknij, synu!...
— Powściągaj się, młodzieńcze! — bardzo szybkie, lecz współczujące wejrzenie na Dilorama rzucając, wyrzekł Mazistas, którego ciągła pochmurność zdradzała, iż sam zbyt często powściągać się musiał.
Ale Diloram, zdając się nie słyszeć, albo może w istocie nie słysząc, dokończył:
— Biorąc ją sobie, o królu, zabierasz własność nieswoją i ranę głęboką zadajesz temu, który nie uczynił ci nic złego...
Jak szybko pod wpływem nadlatującego wi-