Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oj, żeby to człowiek po śmierci tej bramy niebieskiej dostąpił...
Teraz wyraźnie usłyszał, że w sieni drzwi od podwórza skrzypnęły.
— Pewno Awdocia... — półgłosem wymówił, ale zarazem wyprostował się, jak struna.
W sieni słychać było stąpanie, lecz nie stąpanie Awdoci, ociężałe i grubemi butami głośno stukające. Ktoś tam szedł cicho, nieśmiało, na podobieństwo skradającej się myszy. Paweł, wciąż, jak struna wyprostowany, bezwiednie palcami mnąc żółtą kartkę książki, oczy w zamknięte drzwi wlepiał. Ale ciche, nieśmiałe kroki umilkły, a drzwi się nie otwierały. Coś jednak znowu za niemi zaszeleściło i umilkło, a Pawłowi zdawało się, że słyszy szmer ciężkiego i z całej siły tłumionego oddechu. Z podniesionemi brwiami i z twarzą wzburzoną poszedł ku drzwiom i popędliwym ruchem naoścież je otworzył.
— Kto tu?! — zawołał.
Z ciemności zalegających sień, z pod samej ściany wyszedł nieśmiały szept:
— To ja.
— Kto? — powtórzy i cały naprzód się podał.
— Ja... Franka!
On wysoki próg przeskoczył, omackiem przy ścianie znalazł ramię, w twardym, od deszczu przemokłym rękawie i, z całej siły je schwyciwszy, do izby wciągnął niewysoką, szczupłą, ciemną postać, w paltocie, po którego twardej i poplamionej powierzchni ściekała woda, z głową i twarzą całkiem prawie zawiniętą w grubą, podartą chustę. Kiedy już blade światło palącej się na stole lampki na nią spłynęło, ona, niema i zopuszczonemi rękoma, zatrzymała się u drzwi; on ramię jej puścił i, z wlepionym w nią wzrokiem, głosem takim, jakby czkawka go porywała, zawołał:
— Ty... ty... ty!...
Wśród fałd mokrej chusty czarne, wielkie, zapadłe oczy jak żużle świeciły, a wąskie blade usta jeszcze ciszej, jeszcze nieśmielej, niż wprzódy wyszeptały:
— Ja... nie gniewaj się...
Ale on tego, co mówiła, nawet nie słyszał.
— Taki powróciła!... a ja już i nie spodziewał się... wprzódy spodziewał się... a potem i przestał...
Zachłysnął się, dłońmi plasnął, głośno i ciągle połykał ślinę i łzy, które mu w oczach świeciły.