Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sto smutnem, poważnie wyglądał, szacunek powszechny dla siebie obudzając.
Przez tłumik ludzi u progu stojący do świetlicy wszedł, a gdy wszyscy rozstąpili się przed nim, kłócących się i bijących Tuczynów zgromił słowami, od których ręce ich, jakby kijami uderzone, w dół opadły i głosy pozamierały w gardłach. Prawda! Słusznie p. Cyryak rzekł: po nieboszczyku dziecko ostało! Zapomnieli o tem. Czy kto urok na nich rzucił, czy z żalu po nieboszczyku od przytomności odeszli, że o rzeczy tak widocznej i aktualnej zapomnieli? Od przytomności istotnie byli odeszli, ale sprawił to nie tyle żal po nieboszczyku, któremu zawsze lepszego, niż było ich własne, powodzenia potrosze zazdrościli, ile widok tych dóbr wszelakich, a nad wyrażenie wszelkie ponętnych, które nieboszczyk po sobie ostawiał. Że zaś w dodatku i dziecina drobna po nim ostawała, z głowy to im wyleciało. Bo i jakże to było pamiętać, jak się nawet z tem pogodzić, że drobiazg taki z rzeczą tak wielką, jak dziedzictwo, przyrodzenie i prawo węzłem niepodobnym do rozwiązania zjednoczyło. Wszakoż — zjednoczyło, i rady przeciwko temu nijakiej znaleźć nie można. Córka po ojcu dziedziczyć musi, wiedzieli o tem dobrze. Co tu począć? W świetlicy uczyniło się cicho, jak makiem posiał,