Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Myli się pan — rzekł — nie znam nikogo o tem nazwisku i nigdzie nie byłem.
— Nie, oczywiście, że nie — rzekł z taką zgodliwością, że dla przeciągniętych strun nerwowych Franka zawierało to maximum groźby. — Ale niech pan teraz stąd idzie — jak najprędzej!
— Dlaczego mam odchodzić? O czem pan mówi? — zawołał Frank. Opuszczało go panowanie nad sobą.
— Cicho... Cicho... On zamordował mego syna — i ja wiedziałem, że zapłaci za to — nigdy nie straciłem wiary — ani na chwilę przez tyle lat! Nie można mordować i bezkarnie umrzeć! Morderstwo nie może być zmyte nawet na takim świecie. Czekałem. Poszedłem za nim — szedłem długą drogą — ale — zdaje mi się, że wkońcu mogę wrócić do domu — rzekł z uśmiechem, który w swej szczęśliwości był upiorny dla Franka Leamingtona. Ogarnęło go przerażenie. Chciał odejść od tego małego człowieka, który wyłonił się z mgły, by zajrzeć mu w duszę. Pragnął oddalić się od mieszkania Louby.
— Pan jest obłąkany! — rzekł z wysiłkiem i odbiegł...

ROZDZIAŁ XIV.
Człowiek, który spalił list.

W kilku słowach Dr. Warden zdał sprawozdanie czekającemu komisarzowi i Hurley Brown wyszedł po taksówkę.
Mimo gęstości mgły dostali się do Braymore House w przeciągu 10 minut i zastali w hallu dwu policjantów, rozmawiających z portjerem i bladym, drżącym Millerem.
— Dzięki Bogu, że pan przyszedł, doktorze! — wykrztusił. — Próbowałem dostać się do pokoju mr. Louby, ale był zamknięty. Posłałem po policjantów —