Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Uwierzyła z wdzięcznością, z niewypowiedzianą ulgą. Nie chciała stawiać dalszych pytań o jego odwiedziny u Louby. Była więcej niż zadowolona, że może uchwycić się jego zapewnienia i zniszczyć wszystko, co mogłoby tem zachwiać.
— Więc nie odprowadzisz mnie — zapytała.
— Nie, Beryl — wybacz — ja —
— Dlaczego chcesz tu czekać?
— Nie, nie będę. Mam się spotkać z przyjacielem — i to wszystko!
Prawie odbiegł od niej, znikając tak nagle we mgle, że podniecenie jego głosu zdawało się drżeć jeszcze w powietrzu, gdy zamarł już dźwięk jego kroków.
Zmusił się teraz do chodzenia i odskoczył nerwowo, gdy zabrzmiały za nim lekkie, drobne kroki. Przycisnął się do muru, czekając, by minęły go. Lecz zatrzymały się przy nim.
— Co z Loubą? — zapytano gorącym szeptem. Pot oblał Franka.
— Co — — czego pan chce —
Wpatrzył się w twarz stojącego przed nim.
— Jestem tak zainteresowany Loubą — szepnął łagodny głos. — Widziałem, jak pan wchodził i wychodził. Cieszę się, że odesłał pan tę dziewczynę do domu. To niema sensu, by była w to wmieszana.
— W co? — rzucił ostro Leamington.
— Jakto... Czy nie powiedział pan, że Loubie coś się stało?
— Nie! nie mówiłem tego!
— Oczywiście — ma pan rację nie mówić o tem — zgodził się uprzejmie mały człowiek.
Gardło Franka ścisnęło się, ale zmusił się do walki: