Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na łóżku, pośpieszył ku oknu i wyszedł wyjściem na wypadek pożaru, połączonem teraz z drabiną, którą tak bezszelestnie ustawił.
Mgła była gęstsza niż wtedy, gdy Beryl opuściła dom i ciemność opuściła się czarna. Chroniło go to przy przedostawaniu się do bramy.
Wyciągnięta jego ręka dotknęła ręki innej osoby — i gdy ochłonął, zawołał:
— Kto to?
Beryl zgniotła okrzyk.
— Frank!
— Beryl, o, chodź stąd!
Ujął ją za rękę i popędził na ulicę.
— Co tu robisz, Beryl? — zapytał.
— Chciałam iść... do Louby... Nie mogłam znieść już dłużej...
— Chciałaś iść do Louby!
— Tak. To wydawało mi się jedynem... Widziałam jak ktoś czekał i chciałam powiedzieć mu... Był to mały człowiek i nie byłabym wspomniała o tobie...
— Chciałaś iść do Louby o tej porze w nocy?
— Nie wiedziałam, czy ty jesteś tam... czy byłeś... czy przyjdziesz... Nie mogłam wrócić do domu, zanim nie dowiem się... Więc chciałam się z nim zobaczyć — i gdyby był w domu, mogłabym mu powiedzieć, że widziałam człowieka czekającego na dole — i ostrzec go. Czy on jest tam — Louba czy jest? u siebie?...
— Tak... On jest tam....
— Widziałeś się z nim? Frank? pokłóciłeś się z nim... Ty — Nie miała odwagi zapytać wyraźnie o to, czego się bała.
— Musisz wrócić do domu, Beryl i nie mów nikomu, żeś tu była. Czy ktoś widział cię?