Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co pan ma na myśli — skąd pan wie! — zawołała.
— Czy pani nie jest tą dziewczynką, którą Louba zmusza do poślubienia go?
— Co... pan — przerwała w osłupieniu...
— Patrzałem zeszłego wieczoru przez okno — rzekł spokojnie. — Nie słyszałem ani słowa, ale dokładnie wiedziałem, co się dzieje. Widziałem wasze twarze. Widziałem papiery, jakie pani pokazywał... Ja znam Loubę bardzo dobrze! — zakończył z pewnego rodzaju zadowoloną dumą.
Cofnęła się.
— Kim pan jest? — zapytała.
— Nazywam się Weldrake. Nie jestem kimś specjalnym... Tylko niegdyś miałem syna — on był inny — on był wielki, ładny chłopiec... On —
— Pan patrzał przez okno? — spytała.
— Tak — odrzekł zamyślony — przypuszczam, że się to wydaje bardzo złe... Wiem, że niegdyś wydawałoby się tak... Ale to już dawno temu... Widzi pani, jeśli żyje się nadzieją, jak ja — to czasem musi się mieć —
— Czego się pan spodziewa — przerwała.
— Obiecałem memu chłopcu, że będzie pomszczony. Obiecałem mu, że nie spocznę w domu, aż się tak nie stanie. I czekaliśmy długo — a każdy dzień przysparzał Loubie nieprzyjaciół. Teraz to już nie może długo trwać. Niech się pani nie smuci... Tylko trochę odraczać małżeństwo, i będzie pani uwolniona od niego... Naprawdę, być może, że jutro rano...
Chociaż wyglądał łagodnie, jednak uśmiech jego przerażał ją. Jego poufny sposób mówienia — zdawało się, że jest w nim coś nienormalnego — co on wiedział o Franku? Co podejrzewał?
— Nie chcę być uwolniona — rzekła — stoję tu tylko dlatego, że się o niego boję.