Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kto to mógł być? Czy było możliwe, by był to ktoś policji, czyhający na Franka? Odrzuciła tę myśl jako absurdalną, a jednak obawy jej wzrosły.
Obeszła szybko blok budynków i powróciła znów tam, do miejsca, gdzie przemówił do mej mały człowiek.
Nie było nikogo. Pochyliła się nad barjerą, otaczającą ogrody, i zastanawiała się, czy nie ostrzec Louby, by do końca swego pobytu w Anglji trzymał się zdała od swego mieszkania. Ale odrzuciła tę myśl. Toby tylko wplątało Franka, a ona chciała go ratować.
— To są okna Louby — rzekł ten sam łagodny głos.
— Dlaczego stoi pan tutaj? — zapytała. — Mówi pan, że czeka, by zobaczyć, co się dzieje... Czego się pan spodziewa?
— O, nie wiem — ale czuję się ostatnio bardzo podniesiony na duchu. To było długie czekanie, ale czuję, że iteraz prawie już skończone.
— Jak długo czekał pan?
— O, wiele lat! wiele lat!
— Lat? Ja chcę zapytać, jak długo czeka pan tutaj...
— Prawie od zmierzchu...
— I widział pan, by ktoś wchodził? — spytała bez tchu.
— Pani ma na myśli — przez okno? — zaśmiał się.
— Owszem, oczywiście — także i przy innych sposobnościach — Przypominam sobie już lata temu — —
— Kto wszedł przez okno?
— Jakiś człowiek... jakiś człowiek, w którym pokładam wielkie nadzieje... I wyszedł — i nie jestem zupełnie pewny —
— Jak da<vno temu — jak dawno temu wyszedł?
— O, dawno już — popatrzał bacznie na nią, gdy ona wahała się między ulgą a przerażeniem. — To nie był ten, o którym pani myśli — dodał.