Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niech pan słucha! — rzekł Miller przerażonym szeptem.
Głosy podniosły się. Doktór usłyszał słowa:
— Ona uczyni to, co ja chcę — wołał Louba.
— Możesz iść, Miller i nie kaź mi tu czekać dłużej, niż kwadrans.
Zadowolony Miller wyśliznął się i wrócił za czternaście minut. Zastał doktora siedzącego pod lampą i czytającego. Krzyki kłócących się ustały.
— Chciałbym, byś powiedział panu, że nie mogę czekać dłużej — rzekł, składając gazetę. — Gość już poszedł zapewne, gdyż nie słyszałem krzyków od jakich pięciu minut.
Miller zdjął płaszcz i ułożył włosy ręką. Doktór Warden słyszał, jak zapukał i czekał. Miller powrócił.
— Nie odpowiada, proszę pana — rzekł — to czasem tak bywa — jest zbyt zły, by kląć nawet. Czy zechce pan sam spróbować?
Doktór Warden ruszył się niecierpliwie i poszedł za służącym. Nacisnął klamkę — drzwi były zamknięte.
— Louba! — zawołał.
Nie było odpowiedzi.
— On jest w sypialni — tłumaczył Miller — ale zdaje mi się, że nie przyjmie pana. Czasem jest on okropny. Widziałem, jak ciskał meblami, gdy mu się coś nie powiedzie. Czasem siedzi w sypialni i nie chce widzieć nikogo.
— Nie słyszałem, by gość odszedł — rzekł doktór.
— Może pan poczeka. — Miller pobiegł korytarzem do kuchni. Wąskie przejście kończyło się drzwiami, które były otwarte. Naprzeciw były kamienne schody dla służby. — Musiał odejść tędy — przyszedł też tędy i zdawało mi się to śmieszne.
— Kto to był?