Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy Louba odszedł, Hurley Brown zwrócił się do doktora z wyrazem wybitnej niechęci odbijającej się na jego łagodnej twarzy.
— Nie lubię Louby...
— Nie? — zapytał doktór leniwie. — On prawdopodobnie jest przechwalony. Niektórzy ludzie lubią przesadzać swe podłości. Louba należy do nich. Nigdy nie studjowałem specjalnie tego rodzaju typów — nie przestudiowałem specjalnie jego charakteru — ale on nie jest gorszy od ludzi swego rodzaju. Jest niezmiernie bogaty i niezmiernie wschodni. Matka jego była Turczynką — opowiadał mi kiedyś — ojciec zaś pochodził z Malty, był synem Greka i Smyrnenki.
— Jak dawno zna go pan? — spytał Brown po długiem milczeniu.
— Co? — doktór zdrzemnął się. — Kogo, Loubę? O, lata już... Naprawdę, wszystko z nim jest w porządku. Lubię go do pewnego stopnia. Był mi kiedyś bardzo pomocny. Nigdy nie zapomnę jego uprzejmości w krytycznym okresie mego życia.
Zamknął oczy i znów drzemał, a Hurley Brown powrócił do swego wpatrywania się w żarzący się węgiel i myśli, skupiających się koło zdarzenia w Berkeley Square.
— Louba żeni się.
Doktór rozbudził się. Był on po słonecznej stronie sześćdziesiątki, kiedy to ludzie pracujący umysłowo łatwo drzemią.
— Co takiego? Żeni się?
— Tak, z Beryl Martin, tą bardzo ładną dziewczyną.
— Tak? Mocny Boże! nigdy nie pomyślałbym, by Louba mógł się ożenić! — Doktór chciał się utrzymać w pozycji siedzącej i poprawił szkła. — A Beryl Martin — zdawało mi się, że jest ona zaręczona z Leamingtonem. Hohoho!