Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mieszkamy w tak przyjemnej bliskości, że nie muszę się przebierać przed złożeniem ci wizyty.
Louba patrzał jak da Costa wciągał pantofle.
— No — zauważył — po tym żarciku może zechce mi pan powiedzieć, dlaczego istotnie się tu pan znajduje?
— Nie, nie czuję się usposobiony do dalszej rozmowy — odrzekł da Costa podchodząc do okna i odkręcając zakrętki ze swobodą, jaka świadczyła o poprzedniem zaznajomieniu się z niemi.
— W takim razie zobaczymy, może będzie pan rozmowniejszy na policji!
— Chce mnie pan tem straszyć? — zapytał da Costa otwierając okno.
— Albo wytłumaczy się pan, albo oddam pana w ręce — policji! — groził Louba wściekle i skoczył na da Costę, który przechylił się w tył i jedynie osztabowanie okna zatrzymało go przed spadnięciem na dół.
Louba skoczył za nim i pchnął go, aż ten oparł się plecami o sztaby wyjścia w razie pożaru. Louba wcisnął palce w jego szyję.
— Co zabrałeś mi! — zawył. — Powiedz mi, albo przerzucę cię w dół! — Przegiął głowę da Costy tak, że szyja jego nabrzmiała.
— Nie mogę — jeśli mnie dusisz — wykrztusił da Costa.
— Więc teraz! — rzekł Louba rozluźniając trochę chwyt.
— Nie wziąłem nic — widziałeś sam.
— Więc co tam robiłeś?
— Przyszedłem poszukać czegoś.
— A! Więc tak! A czegóż ty szukasz?
Da Costa ulepszał stopniowo swą pozycję — i teraz uderzył Loubę tak, że ten wpadł do pokoju, gdzie uderzył ciężko o stół i padł na podłogę, uderzając głową o krzesło.