Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wyglądała blada i zmęczona. Gdy znaleźli się w aucie, rzekł:
— Beryl, kochanie! martwię się. —
— Naprawdę? Martwisz się?
— To ta piekielna gra w karty... Nie mam prawa, gniewać się na ciebie i nie zamierzam... ale ty znasz Marshley’ów — wiesz, że ich dom jest budą karciarską, a bale, jakie wydają, są tylko maską tych pokoi gry — tam, na górze. Ludzie mówią, że poza tem stoi Louba. Przed pięciu laty Marshley był bankrutem — a teraz nagle wyrasta jako właściciel tego ogromnego domu, wydaje bale, ma własne auta i oczywiście uzyskuje klientelę, jakiej pragnie. Tam grają nietylko w bridge’a...
— Wiem o tem — rzekła.
Ujął jej rękę, ale wysunęła ją łagodnie.
— Frank, chcę ci coś powiedzieć... Weź to...
Poczuł coś na swej dłoni — coś okrągłego i twardego — wiedział, nim palce dotknęły diamentu, że jest to jej pierścionek zaręczynowy.
— Beryl!
— Żałuję — naprawdę żałuję... ale ja muszę wyjść za Emila Loubę — nie, nie, nie pytaj, dlaczego — Frank, proszę...
Siedział jak skamieniały, niezdolny do myślenia nad tem.
— To — zwierzę! — rzekł wkońcu. — Jesteś szalona, Beryl! Ten Turek — winna mu jesteś pieniądze?
Nie odrzekła.
— Nie zrobisz tego! Na Boga! zabiję go przedtem! Więc po to zwabiono cię do tej piekielnej jamy! Louba cię potrzebował — chciał cię zniszczyć — a teraz, gdy cię oszukał, stawia ci warunek poślubienia go lub zapłacenia.
— Trzeba wziąć pod uwagę — matkę — rzekła ledwo dosłyszalnym głosem. — Byłam szalona — o, jak szalona, Frank! O Boże!