Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Znikł, gdy ujrzał, że go ujrzałam — rzekła, ochłonąwszy z przerażenia. — Może ktoś ze służby — może ktoś miał coś oddać w kuchni, i zajrzał, widząc szparę w zasłonach. Zaskoczyło mnie to — oto wszystko. Zawsze twarze, przyciśnięte do szyby, wyglądają tak okropnie.
— Tak, istotnie. — Otworzył okno. — Ale nie lubię ludzi, którzy przylepiają się do szyby.
Zimne powietrze ogarnęło pokój, gdy otworzył okno i wyjrzał. Beryl zadrżała i otuliła nagie ramiona płaszczem. Chciała już odejść, gdy Louba rzekł.
— Nie widzę nikogo — cofnął się do pokoju i zamknął okno. — Jak on wyglądał?
— Nie mogłam go widzieć dobrze. Twarz przyciśnięta do szyby...
Zapuścił starannie zasłony.
— Czy miał wąsy i czerwoną twarz, co?
— Nie zdaje mi się — ale naprawdę nie spostrzegłam.
— To szkoda. Lubię wiedzieć, kto się interesuje mną — rzekł, marszcząc się.
Nastała cisza. Na chwilę zapomniał o niej i szarpał wąsy, zatopiony w myślach.
Beryl nawiązała przerwaną rozmowę.
— Może mi pan udzielić zwłoki — dzień lub dwa? —
zapytała.
— Nie. Jutro rano idę do matki pani. Poco pani dzień lub dwa. Skąd wzięłaby pani pieniądze?
— Ja... mogłabym je dostać — szepnęła.
— Ma pani na myśli Leamingtona? To młody człowiek, ambitny, idący ku triumfom... Chce mu pani okazać miłość, rujnując go? Nie przypuszcza pani, że mógłby wydobyć 50 tysięcy funtów, nie zastawiwszy majątku, nie rujnując się?
Pochyliła głowę nad zaciśniętemi pięściami.