Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Byli w domu sir Harry Marshley’a. Ale Louba wydawał się tu gospodarzem.
— Niech mi pan wierzy, że jestem bardzo... w rozterce ze sobą, by mówić z panią o takiej sprawie — rzekł Louba — a jeślibym sądził, że to panią zmartwi, raczejbym poniósł wszystkie straty sam, aniżeli mówił o tem... Ale mam inne nadzieje...
Ona cofnęła się trochę przed spojrzeniem jego bezczelnych oczu.
— Oczywiście nie chcę, by pan ponosił jakieś straty — odrzekła szybko. — Zdaje mi się, że ma pan wszystkie kwity, jakie podpisałam....
— Oczywiście — mruknął.
— Zechce mi pan powiedzieć, na jaką sumę — one opiewają?
— 50 tysięcy funtów.
— Co?
Wstała z wyrazem niedowierzania na twarzy.
— To być nie może! 50 tysięcy! — mówiła bez tchu i pobladła.
Patrzał na nią, jak opadła na krzesło, złamana, z oczyma szeroko otwartemi, wpatrzona w niego jakby błagała go, by zaprzeczył swym słowom.
— Czy to możliwe! — zawołała wkońcu.
— A tak... Jeśli sobie pani życzy, pokażę pani kwity. Ale proszę, niech się pani nie martwi...
— Ale ja — ja — nie mam tyle pieniędzy! A matka moja ma tyle tylko, ile potrzeba jej na życie... Pozatem jest chora — nie odważyłabym się jej powiedzieć, że tyle przegrałam! Toby ją zabiło!
— Prawdopodobnie — zgodził się. — Ale poco jej mówić?
— Czy jest pan pewny tej sumy? — zapytała rozpaczliwie.