Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jak możemy temu zapobiec?
— Nie możemy zapobiec jego ucieczce, ale możemy podzielić się, ograbiwszy go...
— On już doglądnie tego! Będzie miał dosyć, aby móc żyć wystawnie. O to niema obawy!
— Jeżeli będziemy na tyle głupi, że pozwolimy na to! Ty jesteś z nim w domu, Miller.
Miller odstawił szklankę tak szybko, że część zawartości — rozlała się po stoliku.
— Więc co z tego? Czy ma pan mnie za złodzieja?
— Nie siedziałbym tu i nie rozmawiałbym z tobą, gdyby tak było — odrzekł Berry z przesadną dumą.
— Więc w takim razie, co ma to wspólnego z naszą sprawą, że jestem u niego w domu?
— Otóż masz doglądnąć, by to nie on skorzystał z pieniędzy, które mu się uda zagrabić. Jakto? raczejbym oddał wszystko na szpital i odszedł bez centa, aniżelibym pozwolił, by ten pies miał pieniądze! — oświadczył Berry cnotliwie. — Zabranie pieniędzy temu, który używa ich tylko ku zniszczeniu innych, to tak jak odebranie nabitego rewolweru mordercy! Jest kradzenie — i jest branie. Millerze, a ja ci powiem, że to nie jest źle zabrać pieniądze takiemu łotrowi, jakim jest Louba!
— Hm... to w teorji jest bardzo dobrze — odrzekł Miller. — Zgadzam się... Ale jeśli chodzi o praktykę...
Potrząsnął głową.
— Nie narażę się na sposobność tłumaczenia sędziom różnicy między kradzeniem a braniem!
— Jeżeli chcesz mi ułatwić to, ja biorę na siebie ryzyko! — obiecał Berry. — Jeśli zechcesz trzymać oczy otwarte i dać mi znać, gdy wpłynie wielka suma — to my już to załatwimy ze sobą! Ja wykonam to branie, jeśli ty będziesz