Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mały człowiek przeniósł swą szklankę i usiadł przy ich stoliku.
— Bo — tłumaczył — wykryłem, że da Costa ma mieszkanie nad jego mieszkaniem w Braymore House.
— Tak — odrzekł Miller. — Ale on nie jest przyjacielem mr. Louby!
— O nie! — odrzekł mały człowiek. — Dlatego jestem teraz właśnie pełen nadziei. Powiedział, że gdyby nawet miał czekać 20 lat... lecz niema jeszcze dwudziestu lat...
— Nie zdaje mi się, by pan miał powód do nadziei — rzekł Miller w przygnębieniu.
— Co pan wie o Loubie? — zapytał Berry.
— O, niewiele — odrzekł łagodnie mały człowiek. — Spotkałem go lata temu... O, dawno! Ale nie straciłem nigdy wiary — szczególnie w da Costę. Oni kłócili się znów — rywale, pan rozumie — a da Costa nie zapomina.
— No, ale do czego to zmierza? — zapytał Berry, pragnąc dalej manipulować koło zmartwień Millera.
Mały człowiek popatrzał na niego szczerze.
— Czy ma pan do nas jakiś specjalny interes? — spytał Berry szorstko.
— O, nie — proszę wybaczyć, że panom przeszkodziłem. Zajmuje mnie wszystko, co dotyczy Louby. To mi jakoś pomaga. Nie, żebym kiedykolwiek stracił wiarę — rzekł wstając — wiara to wielka rzecz, panowie! Od lat już żyję nią tylko! Podtrzymuje mnie, bo bez niej umarłbym... Ale ja zawsze jestem wesoły... Mam nadzieję — i czekam...
Dopił lemonjady, ukłonił się i wyszedł.
Berry uderzył się w czoło.
— No, słuchaj, Miller — rzekł — Louba źle się z nami obchodzi — i to jest łotr! Dlaczego mielibyśmy pozwolić, by zagrabił wszystkie pieniądze i zwiał?