Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wiem, że jego towarzysze też są niebardzo i musiał dosyć zapłacić. A także widziałem coś przed paru dniami, czem się bardzo zdziwiłem: ale on woli zawsze coś niesamowitego, więc nie jestem pewny, czy to był znak zwiewania...
— Co to było? — spytał Berry gorliwie.
— Wyrobiony paszport na inne nazwisko, ale z jego fotografją.
— Więc to prawda! On ucieka! — Berry wypił do dna i uderzył szklanką o stół. — A my zostaniemy jak durnie! Jesteś żonaty?
— Chcę się ożenić.
— Ładny prezent ślubny dla ciebie! Bezrobotny! Napij się jeszcze...
Napili się jeszcze po dwie, a Miller zwykle zadowalający się wszystkiem, zaczął czuć się potwornie nabranym!
— Przez tyle lat byłem z nim! — zawołał.
Jeśli kto, to ty przedewszystkiem zasłużyłeś sobie na ładny prezent ślubny! — współczuł mu Berry.
— A ta pensja, którą mi winien!
— Podły łotr! mógł ci wypłacić przynajmniej!
Berry był bardzo zadowolony ze stanu Millera, gdy znów zezłościł go ten mały człowiek, który nie ukrywając tego, nadsłuchiwał ich rozmowy.
— Przepraszam — rzekł Berry głośno. — Czy mówimy o czemś, co pana interesuje?
— Przepraszam — odrzekł mały człowiek. — Nie mogłem nie słyszeć, że mówicie panowie o mr. Loubie.
— To pański znajomy?
— O, nie, ale interesuję się nim.
— Tak? Wielu ludzi się nim interesuje...
— Tak. Ale właśnie teraz interesuję się nim specjalnie.
— Dlaczego?