Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Powróciłem właśnie do Anglji — rzekł Berry. — Gdzie idziesz?
— Chcę zanieść listy mr. Louby do Elect-Club.
— A! on tam jest?
— Tak. Pragnie pan go widzieć?
— Poto przyjechałem do Anglji. Nie postępuje ze mną tak, jak powinien i jeśli nie zmieni postępowania, to zdaje mi się, że będzie to dość nieprzyjemne dla niego. Ale — pójdziesz na jedną... dobrze? Chciałbym z tobą pomówić. Nie śpieszysz się specjalnie, co?
— Tak z pięć minutek...
Szli obok siebie, a mokry deszcz bił im w twarz.
— Co to znaczy, że mr. Louba nie postępuje z panem jak powinien? — zapytał Miller widząc, że Berry okazuje inklinację do rozmowności.
— No — nie płaci mi tego, co mi winien. Jak myślisz, jak się mają jego finanse? Popsuło się coś?
— Dlaczego?
— Czy wiesz coś wogóle?
Niepewnie popatrzyli na siebie.
— Słuchaj — rzekł Berry — możemy być ze sobą szczerzy. Może będzie to dla naszego wspólnego dobra... On zalega w wypłatach i zastanawiam się, czy nie jest mu za krótko z pieniądzmi. A jak z tobą?
— No — rzekł Miller — moja pensja także zalega...
— O? — mr. Berry zamyślił się.
Odwróciwszy się, zwrócił Millerowi uwagę na małego człowieka, który szedł tuż za nimi.
— Kto to taki? — zapytał. — Zdaje mi się, że widywałem go często — ale nie mogę sobie przypomnieć, gdzie?
— Nie wiem. Widzę go często, jak włóczy się w okolicy. Ale on wygląda nieszkodliwie.