Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Znam go dosyć dobrze, by cieszyć się jego... przyjaźnią, nie potrzebując pomocy obcych ludzi — rzekła odchodząc.
Była tem bardziej rozgniewana, że się zarumieniła — wyraźny dowód jej położenia stosownie do pojęć Zachodu! Przypomniała sobie te pozostałości domu i wszystkie konwencjonalności, jakie odrzuciła! Pomyślała sobie, że jest to tak, jakby przebudzono ją z tych egzotycznych radośic bogatego snu zapomocą dzwonka mleczarza podmiejskiego!
— Tak! Wiem, że jestem pani obcy — rzekł łagodny głos — i nie żądam, by mi pani ufała i wierzyła. Tylko chciałem poradzić pani, by pani wróciła do domu. Jakikolwiek jest ten dom i cokolwiek oczekuje panią po powrocie, niech pani rzuci Loubę i powróci, zanim nie zostanie pani złamana, jak długo jeszcze życie pani cokolwiek jest warte!
Zanim zdołała znaleźć odpowiedź, mignęły jego łagodne oczy, rzucił się w tył, by nie być widzianym, poza stos dywanów i mat i odbiegł jedną z wąskich uliczek, wiodących od bazaru.
Ujrzał Loubę. Louba stanął w progu drzwi, obok młodego handlarza, patrząc za klientem, który przedzierał się przez tłum, trzymając coś pod ręką i idąc nerwowym krokiem.
— Coś w tem jest interesującego! — zauważył Louba, podchodząc do Kate. — Błaha, bezwartościowa rzecz — lecz dał za nią ogromną cenę i idzie, jakby się bał, że mu odbiorą! Patrz no na tego chłopca!
Chłopiec, to znaczy syn właściciela, pocierał ręce z radości, gdy patrzał, jak znikała w tłumie wysoka postać dziwnego gościa. W chwilę potem opowiedział o tym dobrym interesie ojcu o kaprawych oczach, który słuchał z obojętnością, szybko przechodzącą w złość.