Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaśmiał się lekko:
— Nie! Nie warto nienawidzić nawet tych, którzy robią mi na złość. Wystarczy, że zawsze ich zwyciężam.
— Ale Jimmy nigdy nie wyrządził ci krzywdy?
Wzruszył ramionami.
— Jimmy — jak ty go nazywasz — nie istnieje. Mówmy o czemś innem.
O zachodzie poszli do Bazaru, gdzie radowała się widokami, dźwiękami i zapachami — wszystkiem równie zachwycającem jej wyobraźnię odurzoną Wschodem. Nawet brudni nędzarze w nieopisanych łachmanach nie zdołali urazić jej zachwytu. Czyż nie należeli oni do Wschodu?
Targowanie się, które raziłoby ją w Londynie, wciąż te usiłowania przerwania targu, podniesione ręce i protesty, gdy Louba zaproponował zapłatę za rzeczy, które podobały się mu lub jego towarzyszce — wszystko to czarowało ją. To była metoda kupowania i sprzedawania Wschodu — więc była zachwycająca.
Wzdrygała się przed intruzem angielszczyzny, dlatego też spojrzała nieprzyjaznemi oczyma na tego najwidoczniej Anglika, który pociągnął ją za ramię, gdy Louba zniknął w ciemnym otworze, prowadzącym do wnętrza składów sprzedawacza, którego oglądała bogate towary.
— Przepraszam, ale czy z panią jest wszystko w porządku?
— zapytał człowiek zarówno nieśmiało, jak gorliwie. — Pani zdaje się jest tu bez znajomych — z Loubą... To długa droga stąd do Anglji i —
— To długa droga, ale nie uważam tego za dostateczny powód do bezczelności odrzekła Kate, rumieniąc się.
— Nie znam pana!
— Nie! ale widzi pani: ja znam Loubę, a pani nie wygląda, jakby go znała.