Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oczy miał zwrócone na probówkę, jakgdyby pragnął wyglądać na zajętego pracą. Dziewczyna przechyliła się przez drzwi i szepnęła szybko:
— Jeżeli wiesz, idź już lepiej — rzekł, nieodwracając głowy. — Nie trzeba, by nas widziano rozmawiających ze sobą.
— Nie. Obawiam się, że widział nas już przedtem — odwróciła się i skamieniała, gdy ujrzała poważne, miłe oczy człowieka, którego najmniej pragnęła tu ujrzeć. — Jakto, ojcze... Nie słyszałam cię... Zajrzałam do laboratorium, by zobaczyć, czy cię niema — głos jej drżał. — Czy nie chcesz napić się herbaty, nim nie zabierzesz się do pracy?
— Owszem, Kate. Właśnie chciałem zapytać, czy dasz mi herbaty. Obawiałem się, że cię niema w domu. — Rzekł coś do asystenta, potem odszedł z dziewczyną.
— Zdawało mi się, że niezbyt lubisz Berry’ego — zauważył, siadając do herbaty.
— No tak... z początku nie — odrzekła. — Ale zdaje mi się, że tylko nie rozumiałam jego sposobu zachowania się...
— To możliwe. On dużo ma jeszcze do nauczenia się — chociaż to dobry pracownik. Trochę niepunktualny — ostatnio — no i...
Zmarszczył czoło i skrzywił usta.
Nie powiedział nic więcej, ale miał coraz większe wątpliwości w prawość swego asystenta Mr. Karola Berry. Cenne narzędzia znikały od czasu jego przybycia do laboratorjum.
Dziewczyna nazajutrz wstała wcześnie i napisała list, który włożyła potem do swej torebki. Wychodząc spotkała się z gospodynią.
— Jakto, miss Kate? Pani wychodzi tak wcześnie — zawołała — przed śniadaniem?