Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Precz i nie pokazuj mi się więcej! Przyjdź tu znów, Karolu Berry, a dam ci tak, że popamiętasz!
Karol Berry? Zerwałem się na nogi.
— Słabo by ci się zrobiło, gdybym poszedł do starego doktora i powiedział mu wszystko, co wiem — rzekł Berry — poznałem jego głos...
— Idź i powiedz mu — powiedz mu, co zrobiłeś! Powiedz mu, że przez dziesięć lat utrzymywałem ciebie i twoją żonę! Teraz precz stąd i powiedz jej, że jeśli dalej pisać mi będzie te swoje jęczące listy, to przyjadę i zabiorę ją od ciebie — i będzie żałować!
Stałem skamieniały. Drżałem na całem ciele. Potem Berry wyszedł i zapanowałem nad sobą. Wszedłem do salonu i podszedłem do Louby.
Spojrzał, gdy wszedłem i zbladł jak ściana.
— Kiedy? Kiedy pan tu przyszedł, doktorze?
— Tylko co — odrzekłem.
— Czy słyszał pan — czy widział pan kogokolwiek?
— Nie — odrzekłem stanowczo. Panowałem znów nad sobą. Tylko ręce me drżały.
— Boże! — westchnął Louba. — Zapomniałem, że pan miał przyjść; zechce mnie pan zbadać?
— Proszę zdjąć koszulę — rzekłem mechanicznie i siadłem przy biurku, podczas gdy on zaczął zdejmować kołnierzyk i krawatkę.
Wiedziałem, jakie chciałem zapisać mu lekarstwo. Mechanicznie więc wyjąłem kartkę papieru i zacząłem pisać. Skończyłem część recepty, gdy spostrzegłem, że pióro jest suche. Położyłem je więc starając się panować nad ręką i wyjąłem stetoskop z kieszeni.
Wówczas ujrzałem list... Leżał na podłodze tuż przy mej stopie, więc pochyliłem się i podniosłem go. Louba był odwrócony do mnie plecyma, więc nie mógł widzieć.