Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXIX.
Człowiek w mgle.

Szukając oparcia pod stopami zdawało się jej, że wchodzi w próżnię.
— Niechcę iść — rzekła — ta mgła jest okropna. Wróćmy.
— Chodź — syknął Berry. — Nie rób ze mnie durnia. Mgła rzednie. Po tamtej stronie mostu jest zupełnie jasno.
Oparła się o niego. Szli w ciemni.
— Jest tutaj zakręt — rzekł — przechodzimy przez ulicę. Włóż to do kieszeni.
— Co to jest? — zapytała, trzymając jakiś papier.
— To zeznanie — odrzekł. — Gdy jesteśmy na dworze, to już możemy to załatwić.
Stanęła.
— Nie pójdę dalej — rzekła stanowczo. — Jakiś człowiek idzie za nami. Przeczekajmy, aż przejdzie. Chcę ujrzeć kogoś oprócz ciebie.
Czekali. Berry wytężał wzrok, ale nikt nie przeszedł.
— Kłamiesz — rzekł — jeśli nie chcesz być sama ze mną, to śpiesz się, za pięć minut będziemy na Greenwich High Street.
— Pewna jestem, że słyszałam kroki — rzekła, a potem, gdy szli obok dalej zawołała: — Słuchaj! ktoś idzie za nami!
Nerwy jego były zupełnie stargane.
— Chodź! — syknął. — Dlaczego nie miałby iść ktoś za nami? Czy kto inny niema prawa chodzić sobie we mgle?
— Wróćmy — prosiła.
Zaśmiał się.
— Która droga prowadzi z powrotem? — zapytał. — Nie bądź szalona! Jesteśmy już koło mostu.
Wziął ją pod ramię i prowadził naprzód. Zeszli z bruku i czuła, że idzie po błocie. Raz stąpiła w kałużę i krzyknęła.