Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zeszedł do swego gospodarza.
— Biorę swą damę na stację — rzekł szeptem. — Lepiej nie żegnaj się z nią. Obiecałem jej, że tu powróci.
— Lubi tę okolicę, co? — zaśmiał się człowiek w swetrze. — Ale co w tem jest, Charlie? Ty nie uczynisz jej chyba nic złego? Gdybym wiedział, że uczynisz, skręciłbym ci kark tu, natychmiast.
— Jej — coś złego? — rzekł tamten z oburzeniem. — Mojej żonie? Za co ty mnie masz?
Gospodarz stał niezdecydowany przeczuwając jakieś niebezpieczeństwo.
— No dobrze — rzekł — nie pożegnam się z nią, jeśli tego nie chcesz — ale jeśli stanie się coś —
— Słuchaj, Fred — rzekł Charlie — moja żona ma pewne zmartwienia. To nie mnie poszukują — to ją! Dlatego też chcę ją stąd usunąć.
Fred patrzał nań osłupiały.
— Chcesz przez to powiedzieć, że ona zamordowała Loubę?
— W tych dniach dowiem się — rzekł Berry tajemniczo. Fred słyszał kroki w korytarzu i chciał wyjść. Drzwi zatrzasnęły się. Usiadł, by rozmyślać. Przeprowadził rewizję w ich pokoju: walizka nie była spakowana i nie było żadnych oznak, jakby kobieta ta wyjeżdżała w podróż. Był zdecydowany. Wyszedł w mgłę i znalazł budkę telefoniczną.
— Niech mi pani da Greenwich, policję — nie znam numeru.