Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie! nie mówiłem tego! To było już kilka tygodni temu!
Trainor wstał.
— Niema celu oceniać tu pańską wyobraźnię — rzekł. — Lepiej chodźmy.
— Nie! niech pan słucha! powiem panu wszystko! wszystko! — zawołał da Costa, a gdy zdawało mu się, że wyobraża sobie zeznanie jako uwolnienie przed aresztowaniem, Trainor uznał, że lepiej nie odbierać mu tych złudzeń.
— Więc! — rzekł siadając znów. — Ale tylko prawda może się panu przydać — niech mi pan wierzy!
— O, ten przeklęty morderca! — zawołał da Costa, zaciskając grube pięści. — Tyle trosk na moją głowę! Te okropne dni i noce! Mam nadzieję, że ujrzę go wysoko na szubienicy!
Był pewien ton szczerości w tym wylewie i wywarł wrażenie na Trainorze.
— Czy miał pan jakiś cel w wynajmowaniu mieszkania nad Loubą?
— Tak. Chciałem wydostać tę szkatułkę.
— Ukraść ją?
— No — wiedziałem, że mi nie sprzeda, jeśli się domyśli, że pragnę jej. Wtedy odgadnąłby, że jest ona czemś więcej, niż zdaje się być. Więc postanowiłem zabrać mu ją. Ona nie była jego własnością. Ukradł ją od jednego człowieka w Bukareszcie. Ale wkońcu dał mi ją. Tak, dał mi. Oto kartka, jaką znalazłem w szkatułce.
Wyjął z kieszeni naiwną notatkę, którą Louba napisał po ostatniem widzeniu się z da Costą i którą ukrył w schowku w szkatułce.
— Niech pan zacznie od początku — rzekł Trainor.
— Przyznaję, że wchodziłem do jego mieszkania, kiedykolwiek miałem sposobność. Gdy był w domu, nie otwierał